W końcu chwila czasu, żeby wszystko na spokojnie poukładać. I przypomnieć sobie jak to było…
Zeszłoroczny pobyt na Spitsbergenie otworzył w mojej głowie nowe drzwi, za którymi odkryłam biały świat, pozbawiony czasu. Północ, lodowce, kry, dzikie zwierzaki i cisza, magiczna cisza zakłócana tylko skwierczącymi w morzu odłamkami lodowca… i te kolory!
Plan na ten rok powstał jeszcze przed końcem tamtego rejsu. Arktyka kradnie serca i mąci spokój duszy, dopóki człowiek nie wróci tam znowu. I znowu… Grenlandia zatem była oczywistym wyborem.
Ale wcześniej tysiące wyzwań, praca, obowiązki. Pierwsze przygotowania już całe miesiące przed terminem, co można, a co trzeba. Im bliżej wakacji tym więcej stresu, mniej czasu na wszystko, tylko praca, jeść, spać. I tylko lekki uśmiech na myśl o tym, co będzie już niedługo, już coraz bliżej. Aż wreszcie dość! Z dnia na dzień, tak nagle, wolne. Spodziewałam się dreszczy podniecenia, nadmiaru energii, euforii… A tutaj apatia, zmęczenie, które w końcu w pełni się objawiło i stres, że czegoś nie zdążyłam, że brakuje nam ludzi w zespole, że zostawiam ich jak jest ciężko. Tu pakowanie, niemal z obowiązku, nierealna jeszcze wizja wyjazdu lada dzień, a tam weterynarz, telefony, awarie, niepokój. Na szczęście czasu nie da się zatrzymać i raz wprawione w ruch zębate koła tej przygody nie poddawały się żadnym przeciwnościom…
No i w końcu fruu!!
Przystanek 1: Szkocja.
Jakże zabawnie nasze losy czasem zataczają kręgi. Znowu Edynburg, i spotkanie po latach z Fo i Majosem w pięknej zielonej Szkocji! I spacery po klifach z Majką i Demonem, pogromcą owiec, i zwiedzanie obowiązkowo romantycznych ruin klasztorów; i ploty i ploteczki i puszczanie wodzy fantazji…do tego lody śmietankowe, prosecco i truskawki, dużo truskawek! I ciepło bliskich ludzi, w końcu. Jak dobrze!
Potem gdy Majos uciekł i przyleciała Kasia, nastąpił krótki epizod “trzy panie, canoe, kajak, i żadnego psa” czyli oswajanie wody, akwedukt nad autostradą i piknik godny dżentelmenów z oryginału w knajpie przy kanale. Ledwie udało nam się ujść z życiem przed nieubłaganie nadchodzącą ciemnością, wobec naszych ustających sił w drodze powrotnej. A wieczorem prawdziwe ognisko, w lesie, z patyków własnoręcznie zbieranych nieopodal.
I jeszcze więcej śmiechu, wspomnień, i gitara i ten najcenniejszy czas pozwalający zaczerpnąć na nowo oddech i nabrać dystansu do codziennych spraw. Znów rozmowy o planach na życie i życiu bez planów, rozmowy luźne, często chaotyczne, które tak jednak pomagają uporządkować myśli. Katharsis. Budzący się entuzjazm i przypływ sił, żeby móc zmierzyć się z tym co będzie. I radość, że wakacje, że przyjaciele, że wszystko!
W końcu czas pożegnań, ale nie do końca smutny, bo przecież odległości nie mają już takiego znaczenia. I nowe plany, marzenia, to wszystko co nas czeka – będzie dobrze i jeszcze lepiej! Sielanka i leniwe dni w zielonej krainie dobiegały końca. Pozostawiły cudne wspomnienia, podładowane baterie i cały zestaw pamiątkowych zdjęć.
Od soboty, 9.07, włączył się już tryb rejsowy. I nagle cały rok wydał się ledwie mrugnięciem, choć jeszcze nie tak dawno niemiłosiernie długie tygodnie pełne były do bólu realnych spraw przyziemnych, nie-morza i nie-żeglowania…
0 Comments