Tymczasem na drodze do doskonalenia umiejętności technicznych, przyszedł czas na zimne wody i suchy skafander. W tym celu wybrałam też zupełnie nowy kierunek na mapie moich podróży.

Bajkał, Syberia, Kamczatka – to nazwy, które rozpalają moją wyobraźnię już od dawna. Nigdy jednak nie traktowałam ich zbyt poważnie, bo z jakiegoś powodu miałam w głowie myśl, że to…niedosięgłe mrzonki. Począwszy od wiz i całej tej rozdmuchanej papierologii, która nie znajduje żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, o czym wszyscy wiedzą, ale tak ma być. Po barierę językową (z jakiegoś powodu ta zupełnie mi nie przeszkadzała przed wyruszeniem do Ameryki Południowej…) Wreszcie główne pytanie: poznać, zobaczyć, doświadczyć, ale właściwie co i w jaki sposób?

No i znalazł się pretekst idealny. Safari nurkowe na Bajkale! Oryginalny cel wycieczek nurkowych, dzika przyroda i zetknięcie z inną kulturą, nowe wyzwania nurkowe i okazja zwiedzenia kawałka Rosji jako bonus!

Tym razem była to wycieczka organizowana przez krakowskiego Nautilusa. Przelotne zwiedzanie Moskwy, Irkucka, krótka wycieczka do Arszanu w Buriacji i powrót sławną Koleją Transsyberyjską, parę dni nurkowania w najstarszym i najgłębszym jeziorze na świecie a na koniec Muzeum Etnograficzne Taltsy w drodze powrotnej z Listwianki!

Sama Moskwa zrobiła na mnie wrażenie jedyne słuszne – monumentalnej bezy stworzonej na pokaz, nie do końca do życia. Ale też może takie jej fragmenty zdążyłam zobaczyć. Z drugiej strony, taka właśnie ma być. “Moskwa? Sankt Petersburg? To miasta, które kreują – jak mawiał Lenin – pożytecznych idiotów. Jest nim osoba, która przyjedzie do Rosji z zachodniego świata, zachwyci się jej pięknym obrazem opartym na pozorach i będzie sławił jej dobre imię (…). I rzeczywiście, trudno nie wyjechać z Moskwy zachwyconym. Z miasta znacznie bardziej efektownego niż Paryż, Berlin, Bruksela i wiele, wiele innych europejskich gigantów”. //źródło.

Samo metro budzi ogromne zachwyty nad myślą inżynierską całości przedsięwzięcia, poszczególnymi rozwiązaniami technicznymi i walorami artystycznymi konkretnych stacji. I słusznie. Dziennie metrem moskiewskim podróżuje 7-8 milionów pasażerów. Niektóre stacje znajdują się na głębokości 35-40 metrów a mimo to nie była konieczna ich dodatkowa mechaniczna wentylacja – ruch pociągów i odpowiednio zaprojektowane szyby wentylacyjne są bardzo efektywne – obserwacja ‘na żywo’. Stacje z kolei robią ogromne wrażenie swoją architekturą i detalem – niczym muzea i salony, a nawet cerkwie (część stacji powstała na miejscu wyburzanych cerkwi, przy użyciu zachowanych z nich elementów wnętrz – jako świadomy zabieg władz, symbol zmian, mający budzić u społeczeństwa respekt i podziw wobec socrealizmu, neutralizując zarazem religijne wartości. I muszę przyznać, że to właśnie metro stanowiło dla mnie jedną z głównych atrakcji tego Państwa – Miasta.

Najciekawsze stacje metra moskiewskiego.

Z Irkucka, stolicy wschodniej Syberii, pamiętam przede wszystkim Cerkiew Zbawiciela, ponoć najstarszy budynek w mieście, gdzie dzięki uprzejmości dzwonnika byliśmy słuchaczami mini-koncertu z możliwością odbycia pierwszej lekcji gry na tym niesamowitym instrumencie – prosty karylion obsługiwany przez pociąganie odpowiednich sznurów. Dźwięczało mi w uszach jeszcze długo po tym wydarzeniu, a biorąc pod uwagę standardowy ‘plan gry’ na dany dzień, musiało też nieźle skonsternować okolicznych mieszkańców.

Irkuck jest dużo przyjemniejszym miastem, może dlatego, że jest miastem dla ludzi i przez ludzi zbudowanym, nie dla idei, bez zadęcia, a z konieczności. No i o specyficznej historii. Założone w 1661 roku jako Irkuckie Zimowisko, posiada prawa miejskie od 1686 roku. Od XVIII wieku do 1917 roku stanowiło miejsce zsyłek więźniów politycznych, m.in. Polaków. Bywało, że zesłańcy szli z Moskwy na piechotę. Taka podróż trwała około 9 miesięcy (za: polskieradio.pl). Sam Irkuck i okolice to obszar, w którym do dziś bardzo widoczne są wpływy polskie.

Ale do rzeczy, czyli głównego celu mojej podróży do Rosji – jeziora Bajkał.

Jezioro to nie byle jakie! Położone jest na podobnej szerokości geograficznej jak Polska, ale około 5,5 tysięcy kilometrów dalej na wschód. Prawdopodobnie powstało około 25-30 milionów! lat temu, w tak zwanym Ryfcie Bajkalskim – rowie tektonicznym powstałym na skutek kolizji płyty indyjskiej z Azją (co mogło mieć miejsce ok 100-70 mln lat temu), w wyniku której płyty amurska i euroazjatycka nieustannie się od siebie odsuwają a szczelina w skorupie ziemskiej powiększa się z każdym rokiem. Osady pochodzące z gór utworzyły dno w ryfcie, a gdy wypełnił się on wodą powstało jezioro. Od tego momentu, na jego dnie gromadził się materiał osadowy przynoszony przez wpływające do niego rzeki (jest ich około 350, podczas gdy wypływa tylko jedna – Angara). Grubość osadów dennych naukowcy oceniają na ponad 7 km.

Lustro wody znajduje się na wysokości 456 m n.p.m. a dno na głębokości 1186,5 m p.p.m., co oznacza, że Bajkał jest największą światową kryptodepresją i zarazem najgłębszym jeziorem świata (maksymalna głębokość wynosi 1642 metry). Gromadzi on ponad 20 procent niezamarzniętej słodkiej wody na ziemi! Rozciąga się na długości 636 km w kierunku z grubsza północno wschodnim od Sludianki a jego maksymalna szerokość wynosi 79 km. Wokół jeziora znajdują się liczne pasma górskie osiągające niemal 3 tysiące m n.p.m. i ponoć rosną o około 5-6 mm rocznie. //(za: Wikipedia)

Garść ciekawostek o jeziorze Bajkał.

Od roku 1996 Jezioro Bajkał jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO za szczególne walory przyrodnicze. W samym jeziorze i okolicy żyje około 1550 gatunków zwierząt i 1085 gatunków roślin, z czego 80% to gatunki endemiczne. Chyba najbardziej znanym jest bajkalska foka słodkowodna – Nerpa. Woda osiąga przezroczystość nawet 4o metrów i temperaturę przy powierzchni w granicach 7-8 stopni C w sezonie letnim. Na nielicznych płyciznach przy samym brzegu woda na powierzchni może się nagrzać nawet do 13-14 stopni, ale przez większą część roku pod powierzchnią panują przyjemne stabilne 4° C (nam zdarzało się i 5 na głębokości do 2 metrów 😉 ). Było to dla mnie główne wyzwanie nurkowe i powód, dla którego musiałam się wcześniej zmierzyć z suchym skafandrem.

I choć nie było tak kolorowo jak w Egipcie, a po wyjściu z wody praktycznie nie ruszałam palcami u rąk, to doświadczenie  było niesamowite i bardzo bym chciała je powtórzyć. Chyba nigdy wcześniej nie miałam tak przyjemnego poczucia latania pod wodą jak tam, gdzie płynąc wzdłuż skalnej, niemal pionowej ściany, ma się świadomość, że ta zielonkawa głębia ciągnie się w dół na setki metrów. Każda rybka, zielona gąbka czy inne żyjątko cieszyło podwójnie, że jest! i że przez chwilę można z nim dzielić ten niezwykły, zielony świat!

Parkowanie łódki przy brzegu stanowiło dla mnie atrakcję samą w sobie. Podczas gdy dziób wbijał się w żwirową plażę, zabezpieczany cumami do dwóch pobliskich drzew (jak tych brakowało to używany był potężny metalowy pręt wbijany w brzeg), rufa znajdowała się w wodzie głębokiej na ok. 4-5 metrów. Wystarczyło odpłynąć kolejne parę metrów od brzegu i dno opadało niemal pionowo ku czerni. Warunki do nurkowania idealne!

Podobnie na łódce! Świetna ekipa, która poza swoimi standardowymi zadaniami, pomagała nam m.in. zdjąć z siebie te skafandry po nurkowaniu, kiedy zgrabiałymi z zimna rękami ciężko było cokolwiek zdziałać. Atmosfera bardzo serdeczna, jedzenie pyszne, wieczorek gitarowy przy ognisku z prywatną ‘banią’ na brzegu, okładaniem brzozowymi witkami i kąpielą w lodowatej wodzie Bajkału po… Intensywnie, ale cudownie! I ta przyroda dookoła! Bajka…!